SATHANAS / DEATHEPOCH „Hellspawn Hegemony”, czyli adrenalina na maksa! Muzyka w słuchawkach i głośno! Ale to nie wszystko, bo jeszcze do tego brzmienia, które powodują, że w organizmie zacznie mocniej buzować. No więc dlatego mocny metal należy do takiego gatunku muzycznego, który gwarantuje silne emocje! Tak jak na tej płycie.
Mój klimat! To pierwsze słowa, jakie wypowiedziałem, gdy włączyłem płytę. Już po pierwszym utworze spodobało mi się i oczekiwałem, że dalej będzie jeszcze lepiej. Wcale się nie pomyliłem, bo w końcu (niekoniecznie ostatnio udawało mi się trafić na coś, czego szukam w takich klimatach) odnalazłem takie nuty, których brzmienie to rytm, bas, twarde gitary i odpowiednie tempo. Z podkreśleniem rytmu, który naprawdę wpływa na samopoczucie i nie jest waleniem głową w ścianie, co, mam wrażenie, często się spotyka w muzyce metalowej. Tutaj jest to dograne i wspaniale skomponowane z linią melodyczną.
SATHANAS / DEATHEPOCH „Hellspawn Hegemony”
Brak piskliwych gitar, a przynajmniej minimum takiego brzmienia, to wręcz „hymn metalowy” w uszach. Nie lubię bowiem zbyt wielu kwiczących nut. Raczej wolę tenor i bas w takiej muzyce. Tutaj mamy death metal w całej okazałości i dobrze jest, że jeszcze się spotyka klimaty, nieprzesadzone w tej materii. Mam na myśli, że ta płyta przypomina mi nieco poczciwy Megadeth. No może nie wszystkie utwory i czasem chłopaki tutaj grają nieco szybciej, ale akurat mnie jakoś tak się skojarzyło. A więc to komplement.
Zaskoczył mnie utwór szósty na tej płycie. Początek, to elektroniczny klimat, który doskonale zbudował napięcie. Zapowiadał coś bliżej nieokreślonego i nagle… Wejście! Gitary i inne ostre brzmienia zaskoczyły, i nieco podskoczyłem, a wokal… Jasny gwint – to jest ostre!!!!!! Powiedziałem sobie wtedy. Jazda bez trzymanki i ten utwór nieco zmienił na kilka chwil oblicze całej płyty. Wspomniałem o death metalu, ale tutaj to już całkiem grubo i w dodatku, trochę progresywnej, elektronicznej i kto wie, jak określić co jeszcze. Rewelka! I zimny prysznic dla tych, którzy myśleli, że słuchają w miarę spokojnej muzyki…
Z racji tego, że znów słuchałem płyty w nocy, to miałem na uszach słuchawki i tym bardziej ten klimat we mnie się wrzynał. Przez chwilę przyszło mi na myśl, żeby sąsiadowi zrobić na złość, odwdzięczyć się za ostatnie (opowiadał nie będę, co dokładnie), ale w porę się opanowałem, przypominając sobie o jeszcze innych lokatorach. Tym bardziej że po tym utworze nastąpiły kolejne, tym razem bity rodem z komputera jakby. Ciekawa aranżacja i mroczne odgłosy, to już na „medal ciemności” wręcz się nadawały. I do tego syreny alarmowe przez chwilę (miałem takie wrażenie, jakby zbliżała się do ziemi armia ciemności…).
No powiem szczerze, że dawno nie słuchałem takiego krążka. Tę recenzję pisałem wraz z jej pierwszym odsłuchem, więc czytacie o moich pierwszych wrażeniach, jakby na żywo. No i dodam, że te mocniejsze kawałki z głosem bardzo potężnym, przypomniały mi trochę Resident Evil. Znacie prawda? Była i gra i film, a chyba jeszcze nawet jakieś komiksy, ale nie jestem pewien. W każdym razie wiecie, o co biega – żywe trupy na czele fabuły i też ostra muza.
Im bliżej końca płyty, tym bardziej ciekawe formy muzyczne! Ekstra, bo to miłe zaskoczenie. Nie spodziewałem się takich nietypowych wstawek, motywów muzycznych i innych odgłosów. Ostre granie to wiadomo, lecz będziecie zaskoczeni oprawą i efektami dodatkowymi. A jest ich trochę.
Gitary siarczyste i takie mocne, że kawa przy nich, to napój usypiający. Momentami riffy przypominały mi klimaty wielu największych gwiazd tej metalowej (death) muzyki. Są też ostro szybkie bity, takie po 200 uderzeń na minutę? Nie wiem, nie da się tak szybko liczyć… Wiecie, o co chodzi.
A wokal zmienny, bo czasem mamy nieco łagodniej, a potem jest grubo. Ta zmienność na tej płycie to główny jej atut. Pół na pół w klimacie. Jakby czarno-białe przedstawienie. Raczej do tańca nie pójdziecie przy tej muzyce. Prędzej… przygotujecie się do starcia z największymi demonami w siłowni. Hm, dziwne porównanie, ale fakt jest taki, że energia momentami rozpiera podczas słuchania i chce się trochę wrzeszczeć. Ja tam jestem odporny na horrory, ale zapewne nie jeden słuchacz o „słabszych nerwach” mógłby uciec, schować się pod poduszkę, bo niektóre momenty na płycie naprawdę brzmią, jakby rodem z koszmaru, takiego, co we śnie jesteśmy torturowani.
No dobra. Moja fantazja sięgnęła zenitu i bynajmniej nie przesadzę, gdy powiem, że ta płyta we mnie wyzwoliła takie wyobrażenie masakry, szczególnie w utworach końcowych. I w sumie dobrze, bo już od pewnego czasu miałem ochotę na porządną dawkę adrenaliny i rozwalenie świata… Szukałem nawet gdzieś na Netflixie jakiegoś horroru, ale były za słabe. To dostałem w zamian możliwość wysłuchania tej płyty.
Pozdrawiam muzyków i życzę kolejnych sukcesów muzycznych!
SATHANAS na Facebook Sathanas
DEATHEPOCH na Faceoobk Deathepoch
Płyta dostępna na Pagan Records