Torquemada „Żuchwa Kaina” to łamigłówka kryminalna. Zagadka, która najprościej ujmując – nie jest łatwa, a nawet śmiem twierdzić, że niewiele osób jest w stanie ją rozwiązać, a już na pewno nie za pierwszym czytaniem. I przyznam się szczerze, że należę do tych osób, bowiem jeszcze teraz, mimo że piszę o tym tytule na łamach megakultura.pl, nie znam rozwiązania tej treści.
Torquemada „Żuchwa Kaina”
O ile liczyłem się z tym, że będzie trudno połapać się w całości, bo poszczególne zapiski – 100 stron, są przedstawione w przypadkowej kolejności, to nie spodziewałem się, że również sama ich zawartość będzie tak skomplikowana. A po pierwszym czytaniu, niemal nie wiedziałem nic. Zastanawiałem się, czy w ogóle jestem w stanie choćby w ułamku procenta powiązać fakty. Oczywiście na ten moment odpowiedź brzmi – jeszcze nie.
Ale pomijając ten fakt, muszę jasno powiedzieć, że to fascynująca lektura, która zmusza do kreatywnego myślenia, myślenia rzeczowego, wykorzystania intuicji, skupienia uwagi, ale i też zapisywania wręcz szczegółów, bo jest ich bardzo dużo. Zresztą jest też miejsce na te zapiski, a same kartki z wątkami możemy nawet wycinać i układać w kolejności, jaka nam się wydaje prawidłowa. Tak czy inaczej, jest to istna zagadka dochodzeniowa, wymagająca otwartego umysłu i spostrzegawczości oraz wielu innych umiejętności dedukcyjnych.
Jesteśmy czytelnikami, którzy mają za zadanie odkryć okoliczności śmierci kilku osób. A to już wiadomo, że sugeruje nam zagadkę kryminalną. My sami musimy poukładać sobie te zapiski tak, aby dojść prawdy. Nie mamy w książce żadnych podpowiedzi, ani rozwiązania, a tych może być wiele i tylko jedno jest prawidłowe. Jak czytamy na okładce książki:
„Sześć morderstw. Sto stron. Miliony możliwych kombinacji… ale tylko jedna jest prawidłowa.”
Mówi to samo za siebie i może przerażać, ale jestem pewien, że dla wytrwałych miłośników takich łamigłówek, będzie to nie lada duże wyzwanie. Zresztą podobno małej liczbie osób w ogóle udało się dotrzeć do prawdy, co zapewne nie nastąpiło za pierwszym razem.
Utrudnieniem w tej łamigłówce jest również język pisany. Czasem musiałem zasięgnąć wiedzy w internecie, aby dokładniej zrozumieć niektóre pojęcia, co i tak nie ułatwiało zadania. Przez chwilę myślałem sobie, że będę kartki wyrywał i sobie je układał w kolejności, która być może, chociaż częściowo przybliży mnie do rozwiązania (zresztą kartki po to są, aby je właśnie wycinać). Ale, jak łatwo się domyślić, na ten moment jeszcze nic prawie mi to nie dało. Nie wiem, może nie jestem stworzony do takich rebusów, ale zapewne nie jestem wyjątkiem.
Do tego dochodzą fragmenty utworów poetyckich, które dodatkowo komplikują zadanie i też nie są przedstawione w jednej całości. Zatem im więcej zagłębiałem się w treść, tym bardziej byłem zgubiony.
I faktycznie te wrażenia, to taki obraz całości, chociaż jedynie w małej pigułce. Trzeba przyznać, że trzeba mieć niesamowity pomysł, aby stworzyć tak inteligentne i skomplikowane dzieło. I tutaj jeszcze jest istotny fakt, że treść pochodzi z 1934 roku i do tej pory sprawia wiele trudności czytelnikom.
Reasumując. Jest to niewątpliwie trudna łamigłówka, jednak dająca wiele satysfakcji. Na pewno zabierze nam sporo czasu, aż stworzymy, układając fakty kartkami, logiczną całość, która będzie rozwiązaniem zagadki. Aczkolwiek, tych możliwości fabularnych, jak wspomniałem, jest mnóstwo, tak więc musimy być cierpliwi i mieć na to czas oraz, nie kryję, że umysł detektywistyczny poniekąd. Ale myślę, że wytrwali dojdą do sedna sprawy.
Książka dostępna na Wydawnictwo Czwarta Strona
Recenzował — Emil Kowalski