Nina Varela „Wojna Crier” recenzja
Nina Varela „Wojna Crier” Jest to jedna z tych książek, w których klimat rodem z innego świata, można by powiedzieć, alternatywnego, bo generalnie całkiem jest możliwe, aby to, co jest opisane w książce, kiedyś mogłoby być codziennością, szczególnie biorąc pod uwagę rozwijającą się medycynę. Książka jest takim też światem, w którym właściwie nie odczuwamy techniki, a raczej panuje w niej klimat przypominający czasy, kiedy to rządzili monarchowie. To szczególnie wyróżnia tę treść.
Jak można się domyślić, jeśli monarchowie, to pewnie król, królowa itd. Tutaj też taki podział władzy mamy z tą różnicą, że to nie ludzie rządzą, lecz automatony, czyli istoty podobne do ludzi, jednak stworzone sztucznie i niemające wszystkich cech człowieka. Główną bohaterką jest tytułowa Crier, która ma jedna „wadę” i została wyposażona we wszystkie tzw. filary cechujące jej gatunek, ale też, ktoś sprawił, że ma o jeden za dużo. Filary te odnoszą się do cech w dużej mierze ludzkich, a szczególnie ten, który otrzymała Crier jako dodatkowy, jest wyjątkowy, bo oznaczał możliwość odczuwania namiętności przez automatona. I właśnie ta cecha sprawiła, że bohaterka miała kłopoty, bowiem potrafiła przez to odczuwać, a być może się zakochać w człowieku. A w tej historii ludzie byli jedynie sługami automatonów i często źle traktowani kończyli tragicznie, byli karani za nawet bardzo drobne przewinienia.
Ayla była takim człowiekiem i jedynie szczęście spowodowało, że otrzymała posadę służącej Crier, a nawet po części była jej opiekunką. To także była okazja, bo Ayla należała też do ruchu oporu, którego członkami byli ludzie sprzeciwiający się swojej niedoli życiowej w świecie automatonów. Ayla miała określone zadanie – zabić Crier.
I myślę, że na tym zakończę o fabule, bo i tak dużo już napisałem. Mogę od razu powiedzieć, że historia przedstawiona w tej książce została napisana bardzo ciekawie i język Niny Vareli to zapewne kwiecisty obraz, który spodoba się każdemu. Dużo w tej powieści chwil sentymentalnych i takiej wrażliwości, co może zaskoczyć czytelnika. Osobiście nie spodziewałem się tego, bo raczej nastawiłem się na typowy świat fantastyki. I tym bardziej było dobrze, że mogłem przeczytać również, nie boję się powiedzieć, romans.
Kolejna zaleta tej książki to akcja, która ma swoje określone tempo i doskonale wpływa na czytelnika. Autorka potrafiła jednocześnie interesować wydarzeniami, które opisywała, jak też wyzwalała pokłady wyobraźni i otwierała kolejne elementy ciekawości, co dalej, zanim jeszcze dany wątek sytuacyjny się zakończył. Nie wiem, czy czytelnie to określiłem, ale tak chyba najprościej można ująć te odczucia, które mi towarzyszyły. Wiem jeszcze jedno, że ta mieszanka romantyzmu z elementami świata, który możemy sobie jedynie wyobrazić, to ciekawe połączenie i co najważniejsze, nieprzesycone różnymi niestworzonymi rzeczami. No i dodam, że potworów też w sumie nie ma, bo nie o to tutaj chodzi.
Literacko bardzo dobra książka, która na pewno zainteresuje młodzież, myślę, że także dorosłych i to nawet o wiele starszych, jest doskonałą lekturą na przynajmniej dwudniowy maraton literacki. Mniej więcej tyle czasu poświeciłem ja osobiście na jej przeczytanie i powiem, że byłem pod wrażeniem. Bardzo fajnie można się oderwać od zwyczajnych spraw i ponieść magii świata, który może być równie realny ja ten, który nas otacza.
Żeby nie było, że tylko sentymentalnie. W książce nie tylko mowa o miłośnych chwilach, uczuciach, o jakiś obyczajowych kwestiach. Jest też trochę akcji i w ogóle całość kręci się dosyć dynamicznie, więc też nie popadamy w jakieś zastoje, czy nadmierne refleksje nad danymi chwilami.
Swoją drogą – jakby tak faktycznie tworzyć ludzi według jakiegoś schematu? Może by było lepiej? Może jakoś ta nasza rzeczywistość by była dla nas bardziej przyjazna? No takie też sobie myśli przyszły, gdy zakończyłem ten tom i z tego co wiem, to dopiero początek, bowiem „Wojna Crier” ma swoją kontynuację.
Książka dostępna na MUZA / YouYA
Odpowiedz