Pierwsze słowa „Ponury nastrój wnet zniknął” i tak dokładnie powiedziałem do siebie, kiedy włączyłem pierwszy krążek CD-Rom materiału muzycznego Ørganek „Unplugged”. Zabawę z muzyką zacząłem od utworu „Ki czort”. Kawałek ten rytmiczny, rock-n-drollowy, nieco jazzowy, skoczny i optymistyczny. Hmmm.
Ørganek „Unplugged”
Kolejny utwór to już jazz w pełni i troszeczkę jakby z… „Różowej pantery”. Pamiętacie serię po tym tytułem? Nawet była animowana. A klimat zrobił się barowy, jakby sprzed II wojny i wcale nie było to złe! Wręcz zaskoczenie i bardzo miło było posłuchać takich klubowych klimatów. W ogóle w kolejnym kawałku to już całkiem kabaretowy styl, który pasuje do tych lat dwudziestych, jakby z Ameryki, ale po polsku. Zresztą ta moda na kabaretki i taneczne kawałki w atmosferze nico zadymionych lokali, przy oczywiście whiskey, przywędrowała także do Polski i dosyć dobrze się zaaklimatyzowała. Wszak, jak wiemy z historii emigracyjnej naszego kraju, to właśnie USA, było krajem, do którego wielu Polaków wyjeżdżało i zostawało w nim na stałe. A w szczególności do Chicago – miasto poniekąd gangsterów, ale też właśnie typowej, barowej rozrywki z muzyką, którą właśnie na tej płycie możecie posłuchać. A przecież dopiero czwarty kawałek słuchałem, pisząc to zdanie i jeszcze nie wiedziałem dokładnie co mnie czekało. Nadmienię, że płyty „Unplugged” są dwie, więc tego słuchania jest sporo.
Trzeba też dodać, że nie tylko te klimaty, bo na przykład utwór „Pogo / Na razie stoję, na razie patrzę”, przypominał mi trochę muzykę Kazika Staszewskiego. Hmm, nie wiem co na to Organek i mam nadzieję, że nie dostanie mi się po głowie, ale właśnie takie miałem skojarzenie.
Potem jednak zmiana klimatu i utwór, który wywołał we mnie taki melancholijny?, może bardziej radosny nastrój do rozmyślań i lekkiego tańca. Taki sobie optymistyczny o tym, że zawsze możemy być młodzi i zadowoleni. Tak odebrałem kawałek „Wiosna”, który bardzo mi się spodobał.
I to dopiero piąty utwór, a więc zabawa dopiero się zaczynała. I ciężko byłoby opisywać każdy, kolejny z osobna, bo musiałbym napisać książkę. Jest ich łącznie 19. Zatem sporo. I następnie, fajny klimat przy kolejnym utworze, taki do rozmyślania i wspominania.
Przyznam tutaj, „w przerwie”, że już miałem trudności z tą recenzją, bo po prostu zatopiłem się w delikatnej, czasem skocznej, lecz przyjemnej muzyce, przy której można by piwko pić, poprzytulać się z partnerką, czy też po prostu podumać, a jeśli ktoś lubi poskakać przy dobrych nutach, to piosenki do tego też się nadają. Nawet pasują na romantyczny wieczór, na randkę, na spotkanie z sympatią przy lampce wina no i potem…
Znalazł się też klimat przypominający country! A dokładniej country zmieszane z bluesem. Typowo amerykański i z rodem z Dzikiego Zachodu. Nie zabrakło w nim charakterystycznej akustyki granej na gitarze za pomocą specjalnej tulejki – slide (taka metalowa rurka nakładana na palec, jeśli nie kojarzycie dokładnie). A osobiście bardzo mi się podoba taki efekt.
Skończyła się płyta „A” (tak zostały podzielone), więc byłem ciekawy, czy coś się zmieni na płycie „B”. Oczywiście zaczęło się akustycznie, bo wszystkie utwory na obu krążkach takie są i od razu skojarzył mi się klimat z typowym bluesem, bo utwór pt. „O, matko!” taki jest. Cała kwintesencja tego gatunku oddana w całości na genialnym poziomie! Och, dawno nie słuchałem klasycznego bluesa i aż lepiej na duchu.
I dalej również bluesowo i delikatnie, jakby przez prerie i nieskończone drogi prowadzące do szczęścia. Tak mnie się skojarzyło i niech tak zostanie. Taką też podróż odbyłem w nocy, bo ten tekst, słuchając, pisałem późno, gdy już wszyscy kładli się spać lub dawno byli w objęciach morfeusza. Więc słuchawki, w których brzmiała muzyka Ørganka, zapewniły mi prywatność wraz z pełnią muzyczną.
I jeśli słuch mnie nie pomylił, nie tylko gitary usłyszałem na płycie. Bodajże skrzypce dopełniły uroku tej muzyki i nadały wyrazistości. Tak było na płycie „B” w drugim utworze. Oczywiście w tej części muzycznej wszystko też jest akustyczne.
W materiałach muzycznych słychać także m.in. trąbki, saksofony bodajże, pianino. Więc tych instrumentów jest trochę i powodują one, że mamy cały balans barw muzycznych. Tudzież słychać bawiących się przy muzyce słuchaczy, bo płyty zostały nagrane na żywo.
Trzeba też dodać, że zespół Ørganek (tworzą go m.in.: Tomasz Organek, Adam Staszewski (bas), Robert Markiewicz (perkusja) oraz Tomasz Lewandowski (klawisze) zainspirował się też Johnem Lennonem, Paule McCartneyem czy też zaczerpnął muzykę ze wspomnianej „Różowej pantery”, a także jest utwór z motywem z filmów z Jamsem bondem. Więc mamy wiele urozmaiceń i tak jest na obydwu płytach, że po prostu jesteśmy zaskakiwani różnymi, często znanymi klimatami. Nawet odrobina hiszpańskich nut też tutaj wybrzmiewa. Arriva!
Muzyka na tych płytach z całą pewnością relaksuje i jest optymistyczna. Myślę, że każdy znajdzie w niej coś, co się spodoba i pozwoli na relaks. Naprawdę to kawał materiału, przy którym zapominamy o troskach i pochłania nas bez reszty muzyka. Muzyka jak lekarstwo na zły nastrój. Muzyka, która ładuje akumulatory i wyzwala fajne skojarzenia, optymizm i poczucie bycia zadowolonym. Niesamowicie kojąca i dodająca uśmiechu.
Blues, trochę jazzu, country i chyba też nieco folku w klimacie alternatywnego rocka. Taką mieszanką muzyczną możecie się delektować, słuchając płytę Organek „ Unplugged”. Warto!
Zespół na Facebook: Ørganek
Płyta dostępna na MYSTIC PRODUCTION