Frontside „Odpuść nam nasze winy”. Ktoś, kto regularnie czyta moje recenzje muzyczne, pewnie do mojego charakteru się przyzwyczaił i otwierając tą o muzyce zespołu Frontside na płycie ”I odpuść nam nasze winy”, powiedział sobie w duchu „proszę, tylko niech nie powie, że znów nie musiał pić kawy!”.
Więc od razu na wstępie muszę zawieść czytelników, bo faktycznie włączyłem płytę z rana i faktycznie tej kawy pić już nie musiałem. W momencie się obudziłem, gdy tylko rozbrzmiały w słuchawkach rytmy Frontside. Ostra muzyka od samego początku i tego było mi potrzeba.
Frontside „I odpuść nam nasze winy”
Już sama okładka płyty mi się spodobała i zwiastowała, że znajduje się na niej materiał niebanalny. Niemal było do przewidzenia, że treści na płycie mogą dotyczyć świata, w którym będą siły boże, czy też te, które są związane z szatanem. I w tym przypadku, muszę dodać, że wybór należy do Was – co Wam bliższe, czy siły zła, czy dobra. Ale to już taka dygresja i wcale nie musimy się nad tym zastanawiać, czy filozofować na ten temat.
W każdym razie muzyka, jak wspomniałem ostra, aczkolwiek, ma w sobie odpowiednie sekcje melodyczne, które mnie osobiście szczególnie przypadły do gustu. Nie jest to walenie głową w ścianę i nie są to brzmienia i wokal, którego nie można zrozumieć, bo tak czasem w muzyce tego rodzaju jest. Mimo że to ciężkie brzemienia, szybkie i naprawdę wdzierające się do środka ciała niczym sztylet, to jednak muzycy zadbali o to, żeby nasze emocje nie były tylko rozszarpywane. Występują w utworach całe wątki bardzo melodyczne, niczym opowiadanie. Tudzież dochodzą ciekawe chórki o damskich głosach, wprawiające nas w głębię utworu i podkreślające znaczenie treści i klimat, który raczej ciemny i mroczny, niepozostawiający złudzeń, iż na Ziemi, w niebie od wieków siły dobra i zła toczą walkę ze sobą. A my ludzie, często wpadamy w sidła pokus, którymi jesteśmy częstowani przez ciemne moce. To nasze codzienne życie i dokonujemy często złych wyborów, więc nie ma co się dziwić, że to nasza rzeczywistość, a poprzez muzykę, dodatkowo uświadamiamy sobie ten obraz ludzkiej natury. Toteż Frontside o tym wszystkim śpiewają i grają, nie pomijając apokalipsy i wizji końca świata, wskazują także na grzechy, które człowiek nagminnie popełnia.
Nawiązywanie do Szatana, Boga, Diabła itd. w muzyce metalowej, czy też wielu jej odmianach, a w tym przypadku deathmetalowej, to powszechne zjawisko. Artyści lubują się w mistycyzmie, walce dobra i zła, ukazują konsekwencje ludzkich złych wyborów, które czekają na człowieka żyjącego w ciągłym grzechu. Oczywiście nie wszyscy mają na myśli wierzenia związane z chrześcijańskimi doktrynami i wizją tychże, bo często są to odniesienie do innych wierzeń, nie tylko monoteistycznych, ale też do takich, gdzie bogów jest wielu. I często też, do wiar, które już niejako poszły w zapomnienie we współczesności. Przede wszystkim jednak chodzi o pasję takimi okulstycznymi tematami i wyłonienie z nich tego, co sprawa, że człowiek czuje dystans od złych zamiarów. Chcę przez to powiedzieć, że świadomość każdego z nas, że jeśli popełnimy grzechy, to spotka nas kara, jest nam potrzebna, byśmy żyli jednak lepiej, nie zbaczają na złą drogę. Tak osobiście odbieram, te nieraz brutalne przekazy muzyczne, które mają miejsce w twórczości. Również Fronside nie narzuca w żaden sposób toku myślenia innym poprzez muzykę, a wręcz skłania nas do refleksji nad tym, czy dobrze postępujemy.
Ktoś, kto teraz czyta tę recenzję, może pod nosem powiedzieć – co ten koleś pieprzy? Przecież to ostra muza, która ryje nam w mózgach, a on tutaj wartościami moralnymi, egzystencjonalnymi wyjeżdża i tym, żeby człowiek był dobry? No tek, przecież nie chodzi o to, żeby poprzez muzykę namawiać do czynienia zła! Prawda?
Specjalnie o tym napisałem, bo tak możemy sobie przy okazji opowiadać, dyskutować na takie tematy i słuchać, co przedstawia nam zespół poprzez swoją niebanalną muzykę i teksty.
Koniecznie należy podkreślić dojrzałość muzyczną zespołu Frontside przejawiającą się profesjonalnym podejściem do muzyki. Nie są to brzmienia, które oparto o kilka akordów, nadano rytm perkusyjny, coś tam dołożono w wokalu i powstały utwory. A niestety, często słuchałem zespołów choćby z gatunku death metal, których utwory zasługiwały co jedyne, na wysłuchanie z zasady i nic poza tym. Tutaj jest zgoła inaczej.
Muzyka Frontside to muzyczne opowiadanie, aczkolwiek brutalne, to jednak dosyć momentami teatralne, czy też obrazowe (nie znalazłem innych określeń, a mam na myśli, że wszystkie utwory są przemyślane fabularnie i nie są to tylko na oślep wybijane rytmy, czy też granie standardów w postaci ciągłego powtarzania jednego taktu, nie mówiąc o tym, że można też muzykę spieprzyć za przeproszeniem, nie stosując żadnych oktaw itd., jak to czasem niektórzy twórcy genialnie potrafią zrobić i o dziwo komuś się to podoba. Przepraszam za taką krytykę, ale to fakty.). Tutaj jest podróż po świecie, w którym nie ma sentymentów, a za złe czyny się płaci, gdzie strach, jest powszechny, bo człowiek ma się bać, bo nie jesteśmy aniołkami i popełniamy błędy, za które musimy płacić.
Osobiście znalazłem na płycie swój klimat, gdzie główną rolę przejmują dźwięki podchodzące pod mocny bas. Gitary siarczyste, bez piskliwych wątków, za którymi nie przepadam. To gruba nuta, bym tak powiedział, przywołała we mnie trochę wspomnień z lat młodzieńczych, kiedy to takie gwiazdy jak Slayer, albo Kreator, czy oczywiście Metallica, ale ta z jej początków istnienia, były dla mnie relaksami w każdej chwili dnia.
Oczywiście nie śmiem stosować żadnych porównań z tymi i innymi zespołami, bo Frontside ma swój określony styl, zgoła charakterystyczny tylko dla siebie. Ale muszę jednak wspomnieć, że momentami, kilka chwil przypomniało mi szczególnie zagrywki podobne do tych, którymi lubowali się chłopaki z Slayer i bynajmniej myślę, że to komplement dla naszych z Polski. Bo trzeba też dodać, że Frontside to polski zespół i według mnie jest to jedna z lepszych kapel grających death metal w naszym kraju. A może dokładniej, jest to muzyka hard & heavy i zresztą zespół został nagrodzony w tej kategorii Fryderykiem w 2003 roku i oczywiście to nie są jedyne ich sukcesy.
O okładce wspominałem, dodam tylko, że wnet przyciąga swoim krwistym kolorem i odpowiednimi posagami, które wymownie wskazują na zawartość. W środku jest oczywiście dodatek, mała książeczka z tekstami piosenek. Więc też można sobie to wykorzystać. Poza tym materiał to jedenaście tytułów i ogólnie jest to niecała godzina muzyki (ok. 40 min.).
O zespole wspominaliśmy już w artykule, który polecam także przeczytać:
Zespół na Facebook: Frontside
Płyta dostępna na Mystic Production
Recenzował — Emil Kowalski