Pierwszy odsłuch, a raczej pobieżne przetasowanie kawałków na płycie, odsłuch po kilkanaście sekund każdego z utworów. Tak dokładnie zacząłem swoją przygodę z muzyką zespołu Black Radio na ich nowej płycie. I od razu przekonałem się, że mam do czynienia z dobrym materiałem muzycznym.
Większość utworów jest w języku angielskim, ale te polskie kawałki przyznam, że za pierwszym razem najbardziej mi się podobały i nie tylko dlatego, że wokal jest w moim rodzimym języku. Przede wszystkim utwory te najbardziej mi pasowały pod każdym względem. Szczególnie tekst i muzyka „Śpij”. Ballada, która zapewne przypadnie do gustu wszystkim.
Black Radio „Śpij”
Powiem szczerze, że to liryczny kawał dobrej roboty i nieco mi przypomina, szczególnie wokalistyczne (czasem barwa głosu, czasami artykulacja) Szymona Wydrę i mam nadzieję, że muzycy zespołu z tego powodu nie obrażą się na mnie. Tak czy inaczej, piosenka ta, śmiem twierdzić, że jeśli trafi na listy przebojów, to będzie wysoko notowana. A tuż po niej „Lubię, gdy kłamiesz” na koniec całego krążka i świetnie, bo wręcz podkreśliła jeszcze bardziej walory muzyki zespołu.
Ale od początku. Jak już wspomniałem, muzyka z anglojęzycznymi tekstami przeważa. Po tym pierwszym krótkim odsłuchu zapoznawczym poczułem, że to niezły kawał rock’n’drolla pomieszanego z bluesem, metalem i wieloma innymi stylami, w których oczywiście mocne gitary, soczyste brzmienia, rytmiczne i wykorzystujące całe gamy muzyczne. To są podstawowe klimaty. Aczkolwiek nie spodziewajcie się jakiegoś przysadzistego trashu, bo wcale nie to mam na myśli, ani też heavy.
Z góry przepraszam, jeśli mieszam te pojęcia gatunkowe i mogłem coś pomylić, ale jest w muzyce Black Radio wielobarwność stylistyczna, która obraca się wokół, ogólnie mówiąc, mocniejszego i rytmicznego rocka. Niemniej jednak nie jestem też aż tak wielkim ekspertem muzycznym, by mega-szczegółowo wyjaśnić i profesjonalnie to określić. Po prostu mieszanka wybuchowa, przy której raczej nie pośpimy, a wsłuchując się w treści i muzykę, będziemy podrywać się z miejsca co chwilę.
Na płycie znajduje się sporo kawałków, co mnie mile zaskoczyło, bo przyzwyczaiłem się, że zazwyczaj jest ich około dziesięciu. Tutaj mamy aż 16 pozycji i każda z nich ma swój charakter. Nie ma jednego kopyta! To znaczy monotonności muzycznej, a każdy z utworów wnosi coś szczególnego i odpowiednio działa na nasze bebechy. I dosłownie, są motywy muzyczne, które potrafią odbić się echem w brzuchu i spowodować odpowiednie odczucia, gdy je się słucha głośno. Osobiście słuchałem oczywiście na słuchawkach, bo przecież sąsiedzi wyrzuciliby mnie z ósmego piętra, na którym mieszkam i bynajmniej nie z powodu brzydkiej muzyki, ale dlatego, że mają do pracy na rano, albo też zazdroszczą, że dorwałem coś fajnego i się tym bawię. Ale nie istotne.
W każdym razie, jak widzicie, zaczynam się rozwijać i ten tekst staje się coraz dłuższy, niż zaplanowałem. Ale nie moja wina, że muzyka zespołu, którą właśnie mam na odsłuchu, powoduje, że mam ochotę o niej pisać nawet całe poematy. No okej, bez przesady, ale fakt jest, jaki jest.
Nic lepszego chyba nie ma, jak muzyka na pobudzenie. Otworzyła mi jeszcze bardziej oczy, gdy tylko puściłem sobie piosenki z płyty. A przecież miałem iść spać, bo całą noc coś tam sobie tworzyłem w zeszytach. I tutaj muszę podać tytuł „Tell Me, Baby”, który otworzył gamę. Rock’n’roll pełną gębą i to chyba najlepsze określenie dla tego kawałka. Moją uwagę szczególnie zwróciła wstawka solowa, czy jak to się dokładniej nazywa, nie wiem, ale była dosyć nietypowa – inna niż zazwyczaj słyszane. Nie umiem określić – trzeba przesłuchać.
I przyspieszenie! Drugi utwór, jeszcze bardziej rock’n’roll – skakać i tylko skakać! Kawy nie potrzeba. Zatem mogę od razu powiedzieć – idealnie w mój gust i zobaczymy dalej… Pomyślałem.
Po kilku chwilach
Trzeci utwór i bum! Zresztą po raz kolejny. Tym razem, zaczyna się trochę bluesowo i tak też w ogóle coś w stylu „marszu”. Takiego solidnego marszu – rytm znacząco podbił tętno i już wiadomo było, że nie pora na sentymenty. Trzeba się ponieść fantazji. Od razu powiem, że nie znam angielskiego, więc o tekstach, nie wiem zbyt wiele, ale na swój sposób łatwo sobie wyobraziłem swoje wersje. (Śmieszne prawda? Recenzent nie zna angielskiego, a recenzuje…). Tudzież, bardziej jestem fachowcem od słuchania melodii, niż od tekstów.
Kolejny utwór jakże mi się kojarzył! Ale zabijcie mnie, nie mogłem sobie przypomnieć dokładnie z czym, jaką inną piosenką. Chociaż, w pewnym momencie, w kawałku pt. „Holy Mountain” odczułem klimat z… nie zgadniecie i pewnie co niektórzy mogą się oburzyć, ale z kawałka, który wybrzmiewał w serialu animowanym dla dorosłych pt. „Włatcy móch” – znacie może? Pewnie wielu tak. I od razu tutaj poproszę muzyków zespołu, aby mnie czasem nie ukrzyżowali za to skojarzenie.
Boję się trochę w ten sposób porównywać, ale czyżby chłopaki, nie lubowali się także w Jimi’im Hendrix’ie? Otóż momentami wyczułem także taki klimat, jaki tworzył ten legendarny solista muzyczny. I to zresztą to nie wyjątek, bo wiele obrazów muzycznych na całej płycie, nawiązywało jakby do samych znakomitości światowego rocka.
Tak czy siak, kawałki są super. Znajdziemy też coś w formie takiej ballady, dla nastroju, hmm, może romantycznego? Może po prostu spokojniejszego tak jak utwór „Give Me Back My Soul”.
Tudzież klimat w „Sansara” przenosi nas w inny wymiar melodii. Muzyka przypomina nieco otoczenie mroczne, twarde, nie wiem, jak ująć, ale ten kawałek wyrwał mi bebechy swoim basowym brzmieniem, w momencie wręcz „rżnącym po kawałku części ciała”. Super! Ta piosenka najbardziej mi się spodobała.
W zamierzeniu miałem ogólnie napisać recenzję, a wyszło nieco inaczej. Każdy utwór z osobna, zasługuje na odrębną interpretację i opinię i każdy jest inny, ma w sobie cechy, które nie raz zaskakują. Przykładem jest nagła zmiana w utworze „Reckless Romancer”, gdzie dochodzą też chyba skrzypce i kilka innych instrumentów – utwór akustyczny z odrobiną… country, które symbolizuje harmonijka.
I tak jest z całą płytą. Wiele tematów, muzyka barwna i chwyta od razu.
Przyznam też szczerze, że ostatnio mało nowości, które od razu przypadły mi do gustu. Nowości – mam na myśli nie tylko datę, ale ogólnie, nowe zespoły, których jeszcze nie słuchałem. Zespół Black Radio jest absolutnie dla mnie nowością i od razu zyskał u mnie wielkiego plusa. Chociaż, jak wiadomo, nie jestem jakimś wielkim człowiekiem, którego opinia miałby mieć jakiś wpływ na kariery artystów. Niemniej jednak cieszę się, że mogłem posłuchać tego albumu i napisać o nim. I przyznam, że trochę z nieśmiałością, bo żeby czegoś źle nie powiedzieć, niezrozumiałego przez przypadek, coby podważyło walory, zalety i to, że płyta jest jedną z lepszych wydań muzycznych, które trafiły do moich rąk. Chociaż, może bardziej – do uszu…
Polecam!!!
Najnowszy album Black Radio pojawi się już w najbliższym czasie, bo 22 września! O utworze „Tell My, Baby”, który go zapowiada, pisaliśmy w tym artykule: Black Radio zapowiadają album singlem Tell Me, Baby.
Zobacz Black Radio na Facebook
PS: Utwory opisałem w takiej kolejności, jak były na odsłuchu, więc ta kolejność nie wiem, czy będzie identyczna na wydanej fizycznie płycie.
Recenzował — Emil Kowalski