Karin Smirnoff „Pojechałam do brata na południe” to pierwszy tom „Sagi rodziny Klippów”. Jest to dramat psychologiczny i, cała gama emocji, przeżyć, które mocno działają na naszą wyobraźnię, a przede wszystkim, wzbudzają wiele mieszanych uczuć.
Książka ta nie należy to łatwych. Muszę to od razu zaznaczyć. Wszystko dlatego, że dotyczy wielu brutalnych przeżyć i, życia, które jest nasączone wręcz jakby jakąś czarną materią. W treści nie ma litości dla czytelnika. Autorka zafundowała nam dawkę twardej, wręcz wżynającej się w umysł, literatury. Podłoże psychologiczne, stanowi kwintesencję całej fabuły.
Karin Smirnoff „Pojechałam do brata na południe”
Główna bohaterka, która mam wrażenie, boi się, jest bardzo osamotniona w życiu, ma problemy natury psychicznej, które są wywołane przeszłością i traumatycznymi wydarzeniami. Przyjechała do rodzinnej wsi, szuka tam wytchnienia, być może zostanie na zawsze. Jakoś wszystko się tak układa, że poznaje mężczyznę, z którym chce być.
Tylko że jak? Dziwny jest ten ich związek i chorobliwy. Wydaje się, że trafia z deszczu pod rynnę, albo jeszcze gorzej. Mało tego, nadal coraz bardziej tkwi w świecie, który ją cały czas przygniata. Im więcej się dowiaduje, tym bardziej jest osaczona wszystkim i te najgorsze przeżycia, kumulują się coraz bardziej.
Od samego początku tej powieści mamy do czynienia z fabułą, która nas jakby „zakleszcza”, cały czas toczy się, można by powiedzieć, że enigmatycznie. Jesteśmy zaintrygowani i zaskakiwani kolejnymi wydarzeniami. Miałem takie odczucie, że jest to „brudna” historia, bo przedstawia czasem odrażające sytuacje, szczególnie jeśli chodzi o traktowanie dzieci. Do tego dochodzi klimat instytucji zatrudniającej opiekunów chorych, szczególnie osób starszych. Widmo cierpienia i śmierci, to codzienność wśród beneficjentów.
Świat w tej książce, jest jedną wielką traumą. Daremnie tutaj szukać pięknych akapitów, mówiących o miłości. Wewnętrzna walka ze sobą poszczególnych bohaterów, to motyw główny. Ich zachowanie i przeżycia, to świat cierpienia. Ukazany alkoholizm i jego skutki, to obraz momentami odrażający, sprawiający uczucie niechęci, strachu, wstrętu.
Czytając tę powieść, zatraciłem się w jej unikalności. Nie potrafię określić dokładnie formy treści, ale powoduje ona, że ciężko się oderwać, że chcemy dalej płynąć wraz z postępującą fabułą.
I może to głupio zabrzmi, ale treść wywołała we mnie jakieś agresywne reakcje. Miałem ochotę momentami w coś uderzyć, może nawet wydrzeć się, zakląć. Czasem głowie mi się nie mieści, że coś takiego można sobie wyobrazić. Chciałbym napisać co dokładnie, ale musiałbym zdradzać fabułę, a to by nie było fair w stosunku do czytelników.
Kontrowersyjna pod względem fabularnym, jak też stylistycznym książka, jest przynajmniej jak dla mnie, nową formą literacką. Od samego początku, myślałem, że ktoś źle wydrukował to dzieło, ale myliłem się. Zresztą sami się przekonacie.
W książce trochę przerażają niektóre sceny, wzbudzają wstręt, choćby nawet patroszenie zwierzyny. Wiele jest o problemach osobowości, wspomnianym uzależnieniu, o depresji. Poza tym dosadność, sposób przedstawiania faktów, jest tak realistyczny, że aż wydaje się prawdziwą historią. Czuje się unikalny klimat, z innego wymiaru, bym powiedział.
W książce nie ma zbyt wiele dokładnych opisów przyrody, czy też miejsc, obiektów i dlatego nie wiem jak, ale autorka spowodowała, że czułem ten klimat skandynawskich terenów. Może to przez specyficzne momentami dialogi, a może po prostu gra słowna, pobudza do tego stopnia wyobraźnię.
Od razu odradzam tym, którzy szukają historii, gdzie będzie czas na odprężenie się, gdzie jest jakiś wątek delikatności, miłości, czy też luźny moment. Nie ma tego. Tutaj po prostu, czytelnik od samego początku, musi się nastawić na twardą i emocjonalną lekturę. No i też nieco większą odporność psychiczną.
Autorka Karin Smiernoff na portalu Facebook: Karin Smirnoff FB
Książka dostępna: „Pojechałam do brata na południe”
Czytaj również: Karin Smirnoff nowa powieść “Pojechałam do brata na południe”