Jacek Piekara „Ja inkwizytor. Dziennik czasu zarazy” to powieść fantastyczna, aczkolwiek opierająca się o fakty, które miały miejsce w naszej historii, a mianowicie okres panowania dżumy w Europie, kiedy to zmarła znaczna część populacji naszego kontynentu. Częściowo też książka jest jakby na czasie, bo jak wiemy, jeszcze niedawno panikę siała pandemia koronowirusa w naszych czasach. Ale na ten temat, sam Autor też napisał w swoim posłowi na końcu książki.
Jacek Piekara „Ja inkwizytor. Dziennik czasu zarazy”
No i wyszło, że zacząłem swoją recenzję od samego końca powieści i może to dobrze, bo ten wyraz nakreśla nam trochę, czego możemy się spodziewać po treści. A cała akcja dzieje się w późnych latach średniowiecza (przynajmniej ja tak wywnioskowałem, jeśli źle to możecie mnie zlinczować), kiedy to w Europie była moda na tępienie czarów, za które np. palono na stosie, głównie czarownice. Ale to też nie jest całkowitą treścią książki. Główny bohater, a dokładniej Mordimer, to inkwizytor, stojący po stronie przyjętego prawa i pilnujący niejako porządku w mieście. U jego boku kilku innych, razem stanowiący ekipę stróżów prawa. Stoją oni po stronie niewinnych, karzą zbrodniarzy. Tak może bym po prostu nazwał rolę inkwizytorów, którzy zresztą byli bogobojni, a więc kierowali się pismem świętym.
Trudne czasy, w jakich było dane żyć bohaterom książki, to epidemia, która została nazwana kaszlicą. Ludzie panikowali z tego powodu, a i też ofiar choroby było coraz więcej, toteż co nie jeden ścigał się w wymyślaniu mikstur, czy lekarstw na przypadłość. I tutaj zatrzymam się, bo muszę koniecznie podkreślić, że uśmiałem się z tego, jak ludzie wierzyli w moc niektórych wynalazków, które to miałyby niby pomóc w walce z chorobą. Te pomysły były wręcz ekstremalne i aż kusi mnie zdradzić. Ale powiem tylko, że nie spodziewacie się tego, jakie mogą być pomysły na leczenie. Humor gwarantowany.
Zresztą Autor wręcz perfekcyjnie opowiedział nam historię i sam czułem się mocno zaangażowany w wydarzenia. To książka, którą czyta się wręcz z pasją. Jako że rzadziej czytam fantastykę, i w ogóle książki, których miejsce, okres akcji, to czasy dawne, to tutaj było to wręcz pożądane i pasowało mi jak nigdy. Ten klimat czuć od samego początku treści. Niemal od pierwszych stron, zostajemy wchłonięci w tamte przeszłe klimaty. Wreszcie brak samochodów i telewizora, by się rzekło i na dobre to wyszło, bo i w głowie później, podczas mojego snu, układały się różne niezwykłe historie. I wcale tutaj nie zmyślam, bo faktycznie książka na mnie tak podziałała, że miałem nieco inne sny, niż zazwyczaj pamiętam. No ale zaoszczędzę wam czytania o nich.
Można się domyślić, że zaraz będę wychwalał język pisany. I racja, bo faktycznie to sztuka literacka, którą Autor przedstawił nam w ponadprzeciętny sposób. Zresztą było czuć jego obecność w opowieści, której głównym bohaterem i narratorem był inkwizytor Mordimer. Opowiadał on o wszystkim w tak błyskotliwy sposób, że nie możliwe było, aby czegoś nie pojąć. Zresztą ten styl języka, zgoła różniący się od tego, z którym mamy do czynienia na co dzień, bajkowy, baśniowy, taki trochę jakby z innych czasów, bardzo mi się spodobał i jego poetyczność, choć sam Autor wcale nie sądzi, że pisał w ten sposób, jest bardzo wyczuwalna.
Chciałbym też pochwalić przy okazji wydanie książki, bo jest ona bardzo poręczna, w nieco mniejszym formacie. Bardzo dobrze dobrana wielkością i rodzajem, czcionka, która ułatwia nam czytanie, nie pozwala nam snuć na jednej stronie długo. Całość może wydawać się grubsza, ale to tylko pozornie. Niemniej jednak w jeden dzień będzie trudno przeczytać wszystko. No i oczywiście nie mogę pominąć oprawy graficznej, zarówno okładki, jak i też w środku, gdzie znajdują się ilustracje, dosyć ciekawe i oddające klimat powieści.
Jeszcze raz podkreślam, że w książce mamy niezwykły humor. Można powiedzieć, żę na swój sposób osobliwy i bez cenzury. I to chyba najbardziej mnie zaskoczyło i przez co, już całkiem mogłem stwierdzić, że ta książka, to lektura obowiązkowa dla każdego.
Ale też, żeby nie było, to dodam, że są też pojedynki, akcje zbrojne, zatargi pomiędzy bohaterami, zarówno słowne, jak i fizyczne. Jest trochę nawiązania do życia duchowego, obyczajowości, może trochę też wartości moralnych, które przekazane poprzez tę fikcję mówią np. o tym, że trzeba pomagać innym, nie być obojętnym wobec nikogo, bo czasem zachowanie i widok, to pozory, a tak naprawdę ktoś jest inny i często potrzebuje pomocy. W sumie to taki też mój morał płynący z książki, mimo że dosyć nietypowe przecież okoliczności w tej całej historii.
De facto, kto lubi klimaty średniowieczne, trochę treści o magii, aczkolwiek zaklęć w książce nie mamy, o ludziach, którzy w tamtych czasach stanowili trzon społeczeństwa, a także o ludziach zwykłych, biedocie oraz o wszystkich innych obrazach tamtego okresu, powinien sięgnąć po tę lekturę koniecznie. Podejrzewam, że nie skończy się tylko na tym tomie.
I właśnie. Z tego co wiem, to zaledwie jeden tom z cyklu „Ja inkwizytor” zatem można być pewnym, że tej przyjemności jest więcej, a i też podkreślam, że czytając tę książkę, miałem ogromną satysfakcję i jak dla mnie to znakomita lektura. Ale ostatecznie Wasze zdanie, oczywiście należy do Was.
Książka dostępna: “Ja inkwizytor. Dziennik czasów zarazy”